OSTATNIA KOMENDA DO BANDERY
Pożegnanie statku handlowego, czy okrętu wojennego, gdy ten zakończył już swoją służbę morską, jest jednym z godnych szacunku rytuałów naszej morskiej społeczności.
Tak już jest, że ludzie bardzo przyzwyczajają się do różnych przedmiotów, których stale używają. Któż nie miał swojej ulubionej kurtki czy czapki już mocno sfatygowanej, ze złamanym daszkiem, ale którą wciąż nosił. Marynarze bardzo często przywiązują się właśnie tak do statku. Morska jednostka jest dla marynarza przedmiotem żywym. Może się poruszać, słucha rozkazów, ma swoje zalety i ma swoje wady. Statki są jak ludzie. Mają swoje imię, rodzą się i kończą swój żywot. Niektóre w młodym wieku, zabierając w otchłań morza część lub nawet całą załogę, inne dożywają sędziwego wieku. Każdy statek ma jednak swą własną duszę, ma swoje humory, ma swoją dolę – szczęśliwą lub tragiczną.
Marynarzom trudno przychodzi pogodzić się z decyzją oddania swojej, często już mocno sfatygowanej “łajby” na złom, a jak to określają w marynarskim żargonie - “na żyletki”
Niektórym statkom przedłuża się żywot. Te najbardziej zasłużone otrzymują godniść pomnika. W Portsmouth, w bazie Royal Navy stoi słynny HMS “VICTORY” - flagowy okręt admirała Horatio Nelsona. To pomnik na cześć sławy potęgi morskiej Wielkiej Brytanii.
W amerykańskim porcie Wilmington w Północnej Karolinie stoi zakotwiczony pancernik USS “North Carolina” - weteran walk na Pacyfiku w okresie drugiej wojny światowej.
W St. Petersburgu na Newie stoi bohater Wielkiej Rewolucji Październikowej – legendarny krążownik “AURORA”.
To tylko trzy wymienione, ale takich pomników jest więcej, dużo więcej. Wielu weteranów morskich szlaków uzyskało status statku, czy okrętu muzeum.
W Greenwich pod Londynem stoi kliper “CUTTY SARK” - jeden z najsłynniejszych żaglowców epoki żagli.
Nasza biała fregata DAR POMORZA po wielu latach pracy na morzu stoi dumnie zacumowana w porcie Gdynia w charakterze pływającego muzeum morskiego i uczy młode pokolenie Polaków jak kochać morze. Dar Pomorza formalnie przekazano do Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku w dniu 16 listopada 1982 roku. Ten piękny żaglowiec 10 września 2009 r. obchodzi 100. rocznicę swego wodowania.
W najstarszej części gdańskiego portu stoi s/s SOŁDEK – statek muzeum – pierwszy pełnomorski statek zbudowany przez polskich inżynierów i stoczniowców.
W porcie w Gdyni, tuż obok Daru Pomorza rolę muzeum pełni ORP “BŁYSKAWICA” , a wcześniej tę rolę spełniał ORP “BURZA” - sławne okręty-niszczyciele skutecznie gromiące w latach II wojny światowej hitlerowskiego wroga na morzach.
Na wszystkich tych jednostkach powiewają w dalszym ciągu bandery, pod którymi służyły. Tak, jak wspomina się starych, zasłużonych ludzi, tak samo można i trzeba wspominać stare statki.
Ludziom po śmierci stawia się na cmentarzach nagrobki, aby inni wiedzieli, kogo tam pochowano. Statki na ogół tnie się na złom. Pamięć o nich pozostaje jedynie wśród marynarzy, a szczególnie tych, którzy na nich pływali. Statki mają swoja historię. Są takie, które ginęły bohaterską śmiercią podczas wojny, czy też pochłonęło je morze po jakiejś dramatycznej katastrofie i żyją tylko w pamięci, opisane na kartach historii.
Statki, na których opuszczono banderę i które pocięto “na żyletki” pozostają często całkowicie zapomniane. Chciałbym taki “myślowy nagrobek” postawić starym, zasłużonym statkom z floty Polskiej Żeglugi Morskiej. Trudno tu opisać historię każdego z nich, a niejeden statek ma ją bardzo bogatą, ale wymienię przynajmniej ich nazwy. Młodsze pokolenie marynarzy nawet nie wie, że istniały w polskiej flocie statki o takich nazwach.
Zacznę od wszystkich pięciu dzielnych “francuzów”:
s/s Poznań, s/s Wilno, s/s Katowice, s/s Kraków, s/s Toruń.
Były też: m/s Bug, s/s Gliwice, s/s Kielce, s/s/ Kolno, m/s Liwiec, m/s Oksywie,
s/s Olsztyn, s/s Rataj, s/s Śląsk, s/s Ustka, s/s Wrocław, s/s Wisła, s/s Kołobrzeg,
s/s Gopło.
Oczywiście do tej listy można by dopisać wszystkie “Liberciaki” czy “Empaiery” nabyte w ramach funduszu antyczarterowego - wszystkie “Huty” i “Kopalnie”.
Chciałbym przytoczyć tu swoją osobistą refleksję z pożegnania statku s/s HUTA BĘDZIN. W roku 1967, przez pewien czas pełniłem funkcję z-cy Gł. Nawigatora w siedzibie armatora. W ramach swoich obowiązków pełniłem też funkcję przewodniczącego komisji likwidacyjnej majątku PŻM. Stare wyeksploatowane antyczarterowe “Liberciaki” były przekazywane do Zarządów Portów jako pływające magazyny zbożowe. Największe wrażenie zrobiła na mnie kasacja s/s Huta Będzin. Na tym statku pływałem, przeżywałem miłe chwile, awansowałem z II na I oficera. Gdy sądnego dnia (a było to w porcie w Gdyni) wygaszono kotły, zgasło światło, powiało chłodem, czułem, jakby ktoś mi bliski umierał. “Dusza” statku uleciała i pozostało zimne żelastwo. Takie było moje pożegnanie z s/s Hutą Będzin.
Nie można jednak z każdego statku czy okrętu czynić pomnika, muzeum, szkoły, pływających koszar, hotelu lub pływającego magazynu. Zapada bezwzględna decyzja armatora o pożegnaniu się z daną jednostką i skierowaniu jej do stoczni złomowej. Co roku setki statków na całym świecie zostaje spisanych ze stanu floty i idzie do kasacji. W Polskiej Żegludze Morskiej na pożegnanie statku cała załoga zbierała się na pokładzie. Przychodzili też przedstawiciele armatora, niejednokrotnie sam naczelny dyrektor, zaproszeni goście, delegacje patronackie statku, często rodziny załogi.
Ktoś wygłasza pożegnalne przemówienie, wreszcie pada ostatnia komenda: “Banderę opuścić”. Z drzewca dostojnie ściąga banderę często sam kapitan. Istnieje też praktyka, że ostatni kapitan otrzymuje tę banderę, którą następnie on przekazuje do zbiorów muzealnych, do izby pamięci, lub do swoich własnych zbiorów. Często ceremonię uświetnia orkiestra, grając hymn państwowy w czasie opuszczania bandery. Ceremonię kończy drobny poczęstunek.
8 czerwca 1969 roku Polskie Linie Oceaniczne podjęły decyzję o wycofaniu z linii wielce zasłużonego naszego transatlantyka BATORY. Podjęto próbę przedłużenia mu żywota, robiąc z niego pływający kombinat gastronomiczno-hotelowy w porcie w Gdyni przy Nabrzeżu Pomorskim. W niedługim czasie okazało się, że jako hotel BATORY jest nierentowny, a więc sprzedano go na złom. 3 listopada, v-ce premier Stanisław Kociołek akceptuje wniosek o sprzedaży Batorego na złom. 11 listopada Centrala Morska Importowo-Eksportowa “Centromor” z Gdańska zawiera umowę z firmą You Wing Metal Company z Hong Kongu. Pożegnanie z liczącym sobie 35 lat weteranem morskich szlaków było bardzo uroczyste. 27 marca 1971 roku na pokładzie Batorego odbyło się spotkanie z byłymi, szczególnie zasłużonymi członkami załogi, kolejnymi kapitanami, oficerami służby pokładowej i mechanicznej, ochmistrzami, kucharzami i załogami hotelowymi. Ówczesny Naczelny Dyrektor Polskich Linii Oceanicznych Stanisław Bejger wręczył każdemu List Uznania za ofiarną wieloletnią pracę. Wśród licznie przybyłych gości był też ówczesny v-ce minister żeglugi kpt. ż.w. Romuald Pietraszek – były wieloletni załogant Batorego. W swoim wystąpieniu kpt. Pietraszek podkreślił: “Głównym kapitałem tego statku była jego załoga – twórczymi wszystkich jego sukcesów”.
Wspomniano z wielkim sentymentem wojenne przygody statku i jego służbę morską z czasów pokoju – okresu powojennego. Odnotowano, że Batory w całej swojej karierze odbył 222 rejsy liniowe i około 100 wycieczkowych, przewożąc ponad 300 tys. pasażerów, wiele ton poczty i innych ładunków drobnicy. Jest to osiągnięcie, którym może się poszczycić niewiele statków pasażerskich na świecie.
Red. Jerzy Drzewiecki i Tadeusz Śleboda w swojej książce “TRANSATLANTYKI POLSKIE” opisali bardzo szczegółowo dzieje tego wielce zasłużonego statku Polskiej Marynarki Handlowej. Znany marynista Jerzy Pertek poświęcił temu statkowi całą książkę (367 stron) tytułując ją “KRÓLEWSKI STATEK BATORY”.
30 marca 1971 roku m/s BATORY opuścił port w Gdyni udając się w swój ostatni rejs do Hong Kongu. Dowództwo nad statkiem i nad szkieletową 45-osobową powierzono kpt.ż.w. Krzysztofowi Meissnerowi – synowi wieloletniego kapitana Batorego, nieżyjącego już Tadeusza Wiktora Meissnera.
Statek żegnały jak zawsze tłumy mieszkańców Gdyni przy dźwiękach hymnu państwowego, granego przez orkiestrę reprezentacyjną Marynarki Wojennej. Polską banderę opuszczono jednak na statku dopiero w Hong Kongu, gdy polska załoga opuszczała statek – 2 czerwca 1971 roku.
W środowisku ludzi morza, jak chyba w żadnym innym, istnieje dużo przeróżnych zwyczajów i obyczajów. Wiele pokoleń morskich narodów świata wniosło na przestrzeni wieków swój wkład do skarbnicy tradycji marynarskich.
Tysiące lat żeglugi, tysiące lat walki z morskimi żywiołami wycisnęły trwałe ślady w psychice marynarzy i ich postępowaniu. Rodziły się one pod wpływem groźnych zjawisk pogodowych, warunków życia na morzu i wreszcie wskutek kontaktów między marynarzami różnych narodowości, a także w atmosferze przywiązania, czy wręcz entuzjazmu dla morza, statku czy okrętu.
Pragnę przypomnieć młodszym pokoleniom marynarzy, że mimo wielkiego postępu w technice, elektronice, która szerokim frontem wkroczyła do eksploatacji statku, należy pielęgnować poszanowanie morskich tradycji i zwyczajów wypracowanych przez pokolenia ludzi morza w Polsce i na świecie.
Apeluję: “Szanujmy tradycje morskie”
Z archiwum Neptuna wygrzebał,
własne refleksje dopisał
Wiktor Czapp
Szczecin, sierpień 2009 r.